Ogłoszenia

Rozdziały pojawiają się nieregularnie!

sobota, 30 listopada 2013

Rozdział 5

Siedziałam sobie w moim dormitorium, a mój umysł poszedł w siną w dal. Znaczy widziałam jakiś dziwny ciemny zauek. Jakiś chłopak kreślił swoją krwią dziwne znaki. Chyba japońskie.
Gdyby była tu Mei powiedziałaby, że mam spaczoną wyobraźnię.
Ale jej nie ma.
Dziwnie tak... taki spokój czuję. Jakby stado lisów odpuściło od zabicia mnie... czyli... mam takie 3 dni...
TAAAAAAAAAAK!
Czy ja się właśnie ucieszyłam...?
Jej... słyszę pianinko...
Albo to nie pianinko. Jakiś głos... z rzeczywistości... matko...
- ODEJDŹ GWAŁCICIELU! - wydarłam się i zamachnęłam udeżając miejsce gdzie wyczuwałam, że jest osoba przy mnie stojąca. A potem...
Tam nikogo nie było...
Czy mi odbija?!
~*~
Następnego dnia gdy poszłam na śniadanie zobaczyłam roześmiane twarze Jamesa, Syriusza i Stelii oraz patrzącego na nich z naganą Lupina.
Ciekawe co zmalowali...?
- No, przyznajcie się, co tym razem wymyśliliście - powiedziałam cicho siadając koło Remusa.
I znając życie nikt mnie nie usłyszał, tylko dalej rozmawiali między sobą. Life is brutal.
Siedząc smutna, że nikt mnie nie zauważa (do dziś się zastanawiam co mi wtedy odpieprzyło, że byłam smutna) zjadłam kawałek chleba.
Wydaje mi się, że czasem mi cię brakuje, Mei.
Em... co ja powiedziałam?
NIC NIE BYŁO!!
Wstałam powoli.
- O, Alice. Już idziesz? - spytał James patrząc na mnie uważnie.
Siedziałam tu dziesięć minut, a ty mnie dopiero zauważasz?! Widać jak mnie potrzebujecie!
No ale przecież nie powiem im tego w twarz. Życie nauczyło mnie, by czasem siedzieć cicho, bo kara która cię spotka będzie jeszcze gorsza.
Automatycznie miałam ochotę dotknąć zakrytego oka, ale oczywiście się powstrzymałam.
A teraz... co odpowiedzieć grzecznego?
- Alice...? - przed oczami pomachał mi ręką okularnik. - Ziemia do Alice! Słyszysz nas? Tylko nie bij mnie już.
- Tak, jestem tu. Spotkamy się na eliksirach.
Powiedziałam to i wyszłam.
~*~
Byłam już w lochach i czekałam aż lekcje się zaczną. Nagle podszedł do mnie chłopak ze Slytherinu. Znałam go bardzo dobrze.
Był ze mną w jednym sierocińcu. Mój pierwszy przyjaciel. Umówiliśmy się, że w Hogwarcie nie utrzymujemy ze sobą kontaktów face-to-face. Właściwie nie wiem dlaczego.
W wakacje uciekł. Chciał, bym uciekła z nim, ale się nie zgodziłam. Nie było mnie na to stać. Myślałam, że jest na mnie obrażony i to śmiertelnie... czułam się z tym źle.
Tak właściwie, to byłam w nim zakochana. Ale wydaje mi się, że zawsze się tylko ze mną przyjaźnił. A ja przecież nie powiem mu tego co czuję. Jestem zbyt zamknięta w sobie.
Miał prostokątne okulary w drucianych oprawkach, ubrany był w szaty z kolorami swojego domu. Jego czarne włosy były rozwiane, jakby dopiero co poddane zostały suszeniu. Patrzył na mnie roześmianymi brązowymi oczami. Jego wzrost był równy wzrostowi Jamesa, czyli sięgałam mu gdzieś tak do nosa. Lata ćwiczeń sprawiły, że miał niezłe mięśnie.
- Alice, witaj - przywitał się i usiadł obok mnie.
- Will - odwróciłam głowę do niego. - Cóż się stało, że do mnie podszedłeś łamiąc umowę? - spytałam trochę zaciekawiona.
- Już nie mieszkam z tobą i w ogóle cię nie widuję, więc chyba mogę porozmawiać z moją kochaną przyjaciółką, prawda? - uśmiechnął się.
Chciałabym nauczyć się uśmiechać...
Ale nie potrafię od dawna... tym bardziej gdy nazywa mnie przyjaciółką.
Nie, żeby przyjaźń mi przeszkadzała, po prostu bardzo chciałabym, by wreszcie ktoś mnie pokochał....
- A to twoja decyzja, czy możesz.
- Dlaczego mnie ranisz? - udał urażenie.
Tak mniej więcej najczęściej wyglądały nasze rozmowy. Ja byłam niemiła, on się obrażał, a potem go przytulałam na przeprosiny. Dosyć ciekawe, ne?
- Bo mogę - mój ulubiony zwrot właśnie został użyty. Przy nim zawsze czułam się nieco pewniej.
- A jak ci kupię gitarę? - przysunął się lekko.
Chwila chwila... czy on powiedział... GITARĘ?! TAKĄ NOWĄ?! ZE SKLEPU?!
- Ale taką nową? - zapytałam szybko by się upewnić, że nie żartuje.
- Nie, wiesz, z waty cukrowej - użył sarkazmu.
- Za taką to dziękuję - obraziłam się.
- To sobie dziękuj - również się obraził.
Siedzieliśmy tak pięć minut. Ludzie już zaczęli się zbierać.
- Przepraszam... - szepnęłam i przytuliłam się do jego pleców.
Tak, przeprosiłam. Tak, to nie jest dziwne. Tak, jego potrafię przepraszać. Tak, zawsze mi wybacza. Tak, to jedna z osób, które mnie rozumieją.
- Ja też przepraszam, za to że uciekłem z sierocińca... nie powinienem zostawiać cię samej w tym wariatkowie... przepraszam. - Odwrócił się i również mnie przytulił.
To była taka chwila jak za dawnych lat... chciałabym, żeby trwała wiecznie.
Ale niestety ktoś musiał ją zepsuć.
- Ślizgonie, to nasza ławka - powiedział z niechęcią Syriusz, który stał wraz ze Stellą. Tak mniej więcej to wyglądało. Ja, Syriusz i Stella siedzieliśmy w tej ławce, a za nami James, Remus i Peter (od którego stroniłam).
- Oczywiście, lalusiu, już stąd idę - powiedział głośno a do mnie szepnął - o siedemnastej w Pokoju Życzeń.
Kiwnęłam niezauważalnie. Co jak co, ale zawsze udawało mi się ograniczać moje ruchy do jak najmniejszych.
- Jak mnie nazwałeś? - zdenerwował się Łapa.
- Laluś. A co, może to nie jest prawda? Obnosisz się ze swoją urodą, jak jakaś męska prostytutka. A włosy masz jak tranwestyta - właściwie to to bycie niemiłym on zawdzięcza mnie. Dlaczego? No cóż, trochę czasu w moim towarzystwie uczy takich rzeczy. Między innymi dlatego, że dla przyjaciół jestem sobą. Ciekawe, nie?
- Powtórz to! - do rozmowy wtrącił się James. Chyba mieli ochotę spuścić mu lanie, ale no... nie uwzględnili trzech szczegółów. Pierwszy to taki, że on by sobie z nimi bardzo łatwo poradził. Drugi, znając życie bym mu pomogła... taki ma na mnie wpływ. A trzeci to...
- Uspokójcie się!! - krzyknęli naraz Lupin i Lily. Rogacz zaraz odpuścił. Łapa też. Jako, że coś zmalowali coś im groziło, znaczy szlaban od Filcha, albo kogoś innego. Do tego Lupin, a raczej Lily na pewno dałaby im jakąś karę, lub naskarżyła nauczycielowi.
- Słabeusze - stwierdził Will i poszedł do swojej samotnej ławki, gdzie siedział zawsze sam. Nie znalazł chyba w Slytherinie żadnego przyjaciela.
"Nie, żebym szukał" - stwierdził kiedyś. Chyba w zupełności wystarczałam mu ja. Bo nie widziałam, by kiedyś rozmawiał z kimś innym.
Żal mi się go zrobiło, że siedzi sam.
W sumie, można stwierdzić, że ja też siedziałam sama, bo Stella i Syriusz rozmawiali ze sobą. Wzięłam szybko swoje rzeczy i poszłam do niego.
- Zostawiłaś ich? - spytał zdziwiony. Kiwnęłam głową.
- Nie rozmawialiśmy przez dwa miesiące, trzeba to chyba nadrobić, nie? - westchnęłam i położyłam się na ławce.
Nigdy nie lubiłam uczyć się eliksirów. Na sumach miałam z tego wybitny. Z resztą, moje oceny z SUMów były dosyć dobre. Wyglądały mniej wiecej tak:
Astronomia - P
Opieka nad magicznymi stworzeniami - P
Zaklęcia - P
Obrona przed czarną magią - W
Runy - P
Zielarstwo - P
Historia magii - Z
Eliksiry - W
Transmutacja - W
Niezłe, prawda? Z takimi, na pewno zostanę aurorem.
- To nie śpij - podniósł mnie do pionu. - Wiesz, że nas obserwują?
- Kto? - zamrugałam zdziwiona oczami prostując się automatycznie.
- Ci twoi przyjaciele - powiedział beznamiętnym tonem.
- Ej! - uderzyłam go w ramię.
- Co? - zdziwił się i potarł w bolące miejce.
- Nie mów tego tak - obraziłam się.
- Nasze zachowanie można porównać do przedszkola - stwierdził ze śmiechem i mnie przytulił.
- Może dlatego, że nigdy nie mieliśmy szczęśliwego dzieciństwa tak się zachowujemy? - spytałam wtulając się w niego.
- Może...
~*~
Po lekcjach miałam się z nim spotkać w Pokoju Życzeń. Poszłam więc po Zielarstwie do dormitorium by się przebrać. Po drodze dogonił mnie James, Stella i  Syriusz. Nie wiem gdzie mógł być Remus, a Peter poszedł pewnie na wyżerkę. Kurczę. Też byłam głodna...
- Bratasz się z wrogiem - powiedział James wkurzonym tonem.
- Co? - zamrugałam nieprzytomnie okiem.
- To co słyszałaś. Bratasz się z wrogiem - powtórzył Syriusz.
- Nie rozumiem o co wam chodzi.
- On jest ze Slytherinu. Będzie w przyszłości Śmierciożercą, poplecznikiem Voldemorta. Każdy kto tam trafia będzie nim w przyszłości -rzekł Rogacz.
Bycie Śmierciożercą byłoby o wiele łatwiejsze. Zabijasz, a potem uciekasz i nikt nie wie gdzie jesteś. Kiedyś się zastanawiałam, czy tam nie dołączyć. Zabijałabym siekierą, więc pewnie uznaliby, że to jakiś psychopata. Którym zresztą jestem.
- No i co z tego? Gdybym chciała też mogłabym zostać Śmierciożercą nieważne z jakiego domu jestem, prawda? - spytałam pretensjonalnie, po czym przyśpieszyłam.
Wpadłam do dormitorium dziewczyn i zamknęłam je na klucz. Na szczęście nikogo nie było. Zrzuciłam z siebie szaty i zostałam w samej bieliźnie. Wyjęłam czarne legginsy oraz tego samego koloru podkoszulek i męską koszulę z guzikami. Na nogi założyłam glany do połowy łydki.
Miałam chyba tylko jedną damską koszulę. Zwykle kupowałam męskie, bo dzięki nim wyglądałam na mniej chudą. Oraz były tańsze. Na ulicy za granie na gitarze nie zbierało się dużo, więc musiałam oszczędzać na glany.
Na szyję założyłam jeszcze wisiorek, który od niego dostałam. Przedstawiał... czaszkę. Ach, te nasze gusta.
Wyszłam z dormitorium i walnęłam się na kanapę w Pokoju Wspólnym. James popatrzył na mnie nieco dziwnie. Podobnie jak Syriusz.
- Masz męską koszulę? - spytał lustrując mnie wzrokiem Potter.
- A co? To świadczy o byciu Śmierciożercą? - powiedziałam szybko z przekąsem.
- Co? Nie... - przerwał na chwilę, jakby się nad czymś zastanawiał. - Posłuchaj. Jeżeli chcesz się z nami przyjaźnić musisz przestać z nim. Nie wiem skąd go znasz, ale to nie ma znaczenia. Po prostu masz przestać. Albo wybieraj. My lub on.
Aż mnie zatkało. Nie mogłam uwieżyć, że on mówi takie rzeczy! Mój przyjaciel! Z nim rozmawiałam najwięcej, z nim mi było dobrze, a on śmie wymawiać takie słowa! O nie, miarka się przebrała.
- Ty tak mówisz? DO MNIE?! - wstałam. Naprawdę, miałam ochotę go wtedy zglanować. Ale najpierw wolałam sobie pokrzyczeć. Chociaż nie.... potem może uciec.
Podeszłam więc do niego szybkim krokiem i uderzyłam z plaskacza w twarz a następnie kopnęłam w piszczel. Potem rąbnęłam pięścią w brzuch przy czym krzyczałam:
- JAK MOŻESZ STAWIAĆ MNIE W TAKIM POŁOŻENIU?! CZY TY NIE ROZUMIESZ, ŻE UWAŻAM CIĘ ZA SWOJEGO PRZYJACIELA?! A TY MÓWISZ TAKIE RZECZY!
Na dół zbiegła Lily i Stella, a przez wejście wpadł Remus. Syriusz poderwał się z miejsca i chciał mnie złapać, ale jemu też dałam w twarz z prawego sierpowego. I nie przestawałam krzyczeć.
- WIESZ KOGO BYM WYBRAŁA?! JEGO!! WY MNIE NAWET NIE ZAUWAŻACIE! GADACIE MIĘDZY SOBĄ, A JA JAK TA SIEROTA SIEDZIĘ SAMA! WŁAŚCIWIE CO SIĘ DZIWIĆ! A MIMO TO JESTEM!! I CO TY MI ROBISZ?!
Remus złapał mnie za ręce bym już go nie biła, bo rzeczywiście Rogacz znajdował się w opłakanym stanie. Co mnie nie powstrzymało. Zaczęłam się wyrywać.
Lily podbiegła do okularnika i sprawdziła jego stan. Ale wciąż był przytomny i słyszał wszystko oraz jęczał z bólu.
Udało mi się uwolnić od Remusa i kopnęłam moją ofiarę w jaja.
- PIEPRZ SIĘ! ŻYJ ZE ŚWIADOMOŚCIĄ, ŻE ZNISZCZYŁEŚ NASZĄ PRZYJAŹŃ! DO NICH NIE MAM NIC, BO TEGO NIE POWIEDZIELI! A TY CIERP!! I MYŚL O TYM, CZY ZAWSZE ZACHOWYWAŁEŚ SIĘ WOBEC MNIE FAIR!!
Szybkim krokiem wyszłam z Pokoju Wspólnego. A skierowałam się do miejca spotkania.
I oczywiście zaczęły mnie dręczyć wyrzuty sumienia.
Dotarłam na 7 piętro. Will już na mnie czekał, a gdy zobaczył łzy w moich oczach zaraz podniósł się i przytulił mocno. Ciekawe, czy ktoś teraz obserwuje mnie na Mapie Huncwotów. Zaczęłam płakać jeszcze bardziej. Wprowadził mnie do Pokoju Życzeń. Wyglądał on tym razem jak salon. Panował półmrok, jedynym źródłem światła był ogień palący się w kominku. Naprzeciwko niego stała bordowa, duża kanapa, a obok był stolik z dwoma kubkami gorącej herbaty oraz tależem ciastek i paczką chusteczek higienicznych. Zaraz pod nim leżał metalowy kosz na śmieci.
Usiedliśmy na kanapie. Przytulał mnie i uspokajał a ja smarkałam i ocierałam łzy. Moje oczy były nieźle zaczerwienione i zapuchnięte.
Zaczęłam mu opowiadać co się stało. Przy czym znowu się rozpłakałam.
Tak... jestem słaba.
Gdy skończyłam stwierdził, że James to świnia. Nie, żebym zaprzeczała, ale było mi trochę dziwnie. Mimo że mnie zranił, wciąż uznawałam go za swojego przyjaciela.
Bez Mei zmienia mi się mentalność.
Albo przy Willu.
A on mnie przytulił jeszcze raz, mocno. Wyglądało to tak, że on siedział na kanapie oparty o nią, a ja obciążałam jego kolana. Zdarzało nam się często tak siedzieć. Nic nas nie krępowało.
Czasami nawet się przy nim przebierałam, więc widział mnie już w samej bieliźnie. Często kradłam mu jakieś ubrania. W pokoju był sam, więc najczęściej wyglądało to tak:
Idę sobie w szlafroku pod którym mam tylko bieliznę do jego pokoju, otwieram szafę i wyjmuję to co mnie interesuje. Najczęściej jakąś przydużą koszulę na guziki. On zawsze protestował, narzekał, ale tak czy siak pozwalał mi to jumnąć. A potem mu nie oddawałam.
Zdarzało się to dosyć często.
Jakby była tu Mei, to zaraz by skomentowała.
Dupa.
Nie ma jej.
Nie mam się z kim kłócić.
Kurczę.
To źle.
A pff, walić to. Teraz muszę naprawić kilka rzeczy.
- Pójdziesz ze mną do skrzydła szpitalnego? Muszę kogoś przeprosić... - powiedziałam powoli i popatrzyłam na niego zapłakanymi oczami. Kiwnął głową.
- Zastanawiam się dlaczego chcesz go przeprosić - szepnął gdy wstawaliśmy z kanapy, tak bym nie usłyszała. Ale jednak.
- Bo jest moim przyjacielem. Zwykle tak nie wybucham. Jestem cicha. I nikt mnie nie zauważa...
- Oprócz mnie. Uwierz mi, ja często cię obserwowałem.
- I vice versa* - chciałabym się w tym momencie uśmiechnąć... ale... mówiłam, że nie umiem.
Szybkim krokiem wyszłam z pokoju życzeń a on podążył za mną. Po drodze rozmawialiśmy, aż dotarliśmy do Skrzydła.
I wtedy zaczęło mnie coś zżerać. Na miękkich nogach weszłam tam. Od razu go zobaczyłam, bo otaczała go grupka ludzi. O dziwo, Lily też tam była.
Chwyciłam Willa za rękę, by dodać sobie odwagi. Pomogło. Już czułam się pewniej.
Pociągnęłam go i podeszłam do łóżka w którym leżał przyjaciel.
- James... - wyszeptałam, a potem zdałam sobie sprawę, że mnie nie słyszy.
- James - powtórzyłam już głośniej, ściskając rękę czarnowłosego. Wszyscy na mnie spojrzeli, przez co straciłam nieco odwagi. Ale kontynuowałam, choć coraz ciszej.
- Chciałabym cię przeprosić... nie powinnam tak wybuchać... powiedziałam rzeczy, które zawsze chciałam zachować dla siebie. Bo to jest to, co sama czułam. I nie chciałam tego krzyczeć... i jeszcze tak cię pobić... wybaczysz mi? - to wyrażenie to powiedziałam już prawie niedosłyszalnie, ale tak czy siak zapanowała cisza.
Blondyn patrzył prosto w moje oczy. Po chwili zaczął mówić
- Zastanawiałem się nad tym, co mi powiedziałaś i strwierdzam, że masz całkowitą rację. To ja jestem winny. I chciałbym, byś już nigdy tak się nie czuła. Może to błahe, ale poprawię się - i takiej litanii nie było końca. Słuchałam tego a coraz bardziej zaczęłam odczuwać... radość? Szczęście? Chyba tak...
Moje usta wykrzywiły się w uśmiechu. Małym, nikłym... ale jednak.

*nie wiem, czy dobrze napisałam.
***
DUM DUM DUM... JUDITH COME BACK...
Arr.. I hate my network. I can't watching Fairy Tail!! It's terrible!
But I watched 6 Mirai Nikki episode yesterday. Yukkii's MOTHER is amazing!!
Koniec mówienia w engliszu.
Oto rozdział.
Jest okropny.
Hejtujcie.
~Jud

sobota, 9 listopada 2013

Rozdział 4

No tak, Alice podbiła Jamesowi oko, Peter zwiał jak zwykle (czy tylko ja nie ufam temu chłopakowi) Remus...no sama nie wiem co się z nim stało. Byłam pewna tylko jednego: Syriusz chyba postanowił się mną zainteresować! To naprawdę źle wróżyło. Nie chodzi o to, że go nie lubię czy coś, ale ja po prostu nie potrafię tak... No nie umiem wykazać zainteresowania! Kumple czy przyjaciele są w porządku, świetnie się dogaduję i tak dalej, ale coś więcej? O nie! Wtedy czuję się dziwnie, jak lalka na sznurkach, odsuwam się jak najdalej i unikam wszelkiego kontaktu. Tylko raz byłam w związku i od tego czasu miałam jedno postanowienie: nigdy więcej tego nie spróbuję! Tak wracając do rzeczywistości, od której bardzo często mój umysł sam ucieka, to naprawdę nie wiedziałam co się dzieje. Alice na kilka minut coś...eee...odbiło? Nie znam się na tym. O, znalazłam Remusa, był obok Jamesa! Czemu ja wcześniej tego nie zauważyłam? Naprawdę jestem roztrzepana! Czy za oknem przeleciała sowa? Znowu jestem nadpobudliwa! Tak dla jasności, czasami mam dość całego wszechświata i mogłabym godzinami siedzieć i nic nie robić, byle, żeby mieć święty spokój, a po chwili potrafiłam roznieść pół świata z nieznanego powodu. O, Alice jednak poszła do dormitorium. Kiedy to zleciało? Znowu nie nadążam za światem realnym ani żadną czasoprzestrzenią. Chwila, zostałam sama z trójką Huncwotów? Oj, to będzie długa noc.
- Co tak patrzycie? - zapytałam uśmiechając się głupio. Syriusz i James wymienili jakieś konspiracyjnie spojrzenia. Lunatyk miał ten znany mi wyraz twarzy mówiący "Nie, no, znowu mnie w coś władują!" a ja...jakimś cudem wskoczyłam na szczyt kanapy i przypatrywałam się wszystkim wymachując nogami. Może dla tego nienawidzę spódniczek, nie można wykonywać zbyt wielu ruchów nogami bo pokażesz za wiele. Niestety jako czarownica z czystokrwistego rodu byłam dość często zmuszana do takiego ubioru. Wiele razy spotykałam się z opieprzaniem mnie za nieodpowiednie zachowanie. Przez tydzień potrafiłam z pięć razy usłyszeć ten sam wykład o zachowaniu się, że nigdy nie znajdę sobie odpowiedniego męża jeżeli się nie zmienię i takie tam. Tak, moja kochana mama i siostry. Czemu jeszcze nie zwiałam z domu uprzednio kradnąc whiskey z domowego barku? Świetne podejście do życia w wieku szesnastu lat to podstawa! Oczywiście muszę przyznać, po tylu przyjęciach, na których bywałam z rodzicami trudno mi było powiedzieć, że nigdy nic nie piłam! Ha! Kiedy wszyscy starsi trochę wypili młodsza elita towarzystwa (no może kilku z nich lubiłam) szalała w najlepsze. Oj, znowu odbiegłam od tematu. Popatrzyłam po całej trójce. Syriusz akurat przekonywał Remusa do pomocy a James zniknął, pewnie poszedł po Pelerynę Niewidkę. Zagwizdałam głośno żeby zwrócić ich uwagę na siebie. No i kolejna czynność, której nawet nie powinnam znać jako...no nie chcę się powtarzać.
- Łapa gadaj o co znowu chodzi. - powiedziałam widząc ich pytające spojrzenia.
- Chcemy przerobić gabinet Filcha na tropikalną dżunglę. - odpowiedział beztrosko.
- Ooo widzę, że zaczynamy w wielkim stylu. - w moich oczach zabłyszczały iskierki ekscytacji.
- A jak inaczej, ale musimy czymś odwrócić jego uwagę.  Mój mózg nagle przerzucił się na wysokie obroty, co było wielką rzadkością. Tylko w szczególnych przypadkach tak się starałam, a numer z Huncwotami był jednym z takich przypadków. James akurat wrócił do nas niosąc Mapę Huncwotów i swoją pelerynę. Uśmiechnęłam się diabelsko.
- Jamie! - chłopak stanął z pytającym wyrazem twarzy - Jak uważacie, czy jeleń wesoło hasający po korytarzu da radę wywabić starego Filcha z jego kanciapy? - zaproponowałam.
- Stel, jesteś geniuszem! - zgodził się ochoczo Łapa. James wyglądał na mniej zadowolonego, ale chyba po chwili do niego dotarło, że będzie miał świetną okazję do bezkarnego zdemolowania korytarza. Został jedynie nieprzekonany Luniak. Z nim będzie trudniej, w końcu był "tym rozsądnym".
- Słuchaj mnie teraz Lupin, będziesz pilnował czy Filch nie jest gdzieś w pobliżu kiedy ja i Syriusz będziemy robić swoje. Trzymanie mapy to żadne szkolne wykroczenie więc nasz grzeczny prefekt nie będzie miał wyrzutów sumienia co? - zeskoczyłam z kanapy. Tak, kiedy już z nimi współpracowałam byłam świetnym dowódcą.
***
Wrzaski Filcha i odgłosy tłuczenia przeróżnych rzeczy toczyły się po korytarzach. James był w swoim żywiole, w postaci jelenia biegał po korytarzu rozrzucając wszystko, co mu wpadało pod kopyta. Remus pilnował drzwi, a ja z Syriuszem bawiliśmy się w najlepsze przerabiając kanciapę woźnego na amazońską dżunglę. Akurat wyczarowałam jakieś krzaki. Chciałam się obrócić, ale wpadłam w pnącza zwisające z sufitu. Zaplątałam się i zawisłam metr nad podłogą.
- Syriusz, pomożesz? - mruknęłam wierzgając się w zielonych lianach. Łapa obrócił się, spojrzał na mnie i dosłownie przewrócił ze śmiechu. Black tarzał się po podłodze kiedy ja zwisałam nie mogąc się poruszyć. Świetnie, zawsze marzyłam o zostaniu ozdobą sufitową. - Przestań rżeć i mnie stąd ściągnij! - wydarłam się co skutecznie przywołało chłopaka do porządku.
- Oj nie marudź, byłabyś świetną roślinką. - Black wywrócił oczami podnosząc się na nogi. 
- Ja ci zaraz dam roślinkę, kręci cię dendrofilia? - odpyskowałam.
- Czy ty coś sugerujesz? Wiesz, nie jestem pewien, czy chciałbym żeby moje dzieci dowiedziały się o jakichś przygodach w kanciapie Filcha. - zaśmiał się co trochę przypominało szczekanie psa. Tak, dendrofila z zoofilią. To takie normalne. Przynajmniej nie czułam się już taka odrętwiała po kolejnych okropnych wakacjach. 
- Możesz sobie pomarzyć, że masz na coś szansę, nie szukam faceta. - pokazałam mu język- A teraz łaskawie mnie ściągnij.
- No już spokojnie księżniczko. - Black naprawdę świetnie się bawił. Wiedział, że nie znoszę jak nazywam mnie "księżniczką". Nie jestem jakąś rozkapryszoną lalunią, która leci na pierwszego, lepszego mięśniaka! Jak tylko mnie uwolni to tak go skopię, że mnie popamięta! On jest genialny! Rozerwał liany od dołu i oczywiście poleciałam w dół zanim się zorientowałam co się dzieje. I jak to się skończyło? A tak, że Remus zobaczył jak leżę na Syriuszu. Tak, bo ta pozycja wcale nie budzi podejrzeń.
- Nie chciałbym wam przerywać, ale Filch chyba wraca. - powiedział Luniak.
- To nie jest tak jak wygląda! - zawołałam podrywając się na nogi.
- Tylko wyciągałem ją z lian! - dodał Łapa.
- Jak sobie chcecie, powinniśmy wiać. 
No i uciekliśmy we trójkę pod Peleryną Niewidką. Usłyszeliśmy jeszcze jak Filch wrzeszczy i przeklina wszystko, co znał. Wszyscy trzęśliśmy się ze śmiechu. Zatrzymaliśmy się przy posągu garbatej wiedźmy, gdzie umówiliśmy się z Jamesem. Wyszłam spod peleryny i usiadłam na oknie. Podciągnęłam nogi pod brodę i wyjrzałam za okno. Gwiazdy świeciły na niebie, Zakazany Las wyglądał jak wielka ciemna plama a z chatki Hagrida unosiła się stróżka dymu. Tak, teraz jestem w domu. 
- I jak było? - rozległ się głos Jamesa. Chłopak podszedł do nas, we włosach miał gałąź Uśmiechał się jak szaleniec, a ubrania miał pomięte. 
- Świetnie, Filch właśnie rwie sobie włosy ze łba. A tobie co się stało? - odpowiedział Syriusz.
- Musiałem zwiać do lasu, żeby mnie nie nakrył. - Potter wyciągnął gałąź z włosów.
~~~~
No więc...tak, miesiąc nic nie było, wybaczcie. Moja wena jest dziwna i wredna. No i jakieś takie dziwne to wyszło. Mam nadzieję, że da się coś z tego zrozumieć. Trzymajta się ludzie =)
~Lucy (dawniej Des)